OCHOTNICY

ZANIM RUSZYSZ RATOWAĆ ŚWIAT, NAPIJ SIĘ HERBATY

Taki napis przyklejony jest do szafki w kuchni niedaleko Šid przy serbsko-chorwackiej granicy. To miejsce jest tymczasowym domem wolontariuszy czeskiej pozarządowej organizacji non-profit PEOPLE IN NEED (Člověk v tísni), nieformalnie Czech Team.

Kuchnia to centrum wszystkiego, trochę jak w codziennym życiu ? jedzenie, gotowanie, rozmowy, gry towarzyskie, pisanie maili i sprawdzanie wiadomości z dalekiego świata, ale też czekanie w kolejce do łazienki (jest jedna na wszystkich, ale dajemy radę). Na lodówce wisi tabelka, każdy dzień podzielony na równe trzy części ? to grafik ośmiogodzinnych zmian, przez całą dobę ktoś musi być w Adaševci. Wpisujemy swoje imiona, minimum dwie osoby, optymalnie trzy, cztery. Między kolejnymi zmianami powinniśmy mieć co najmniej 16 godzin przerwy, bo to jednak wyczerpuje dużo bardziej niż etat.

Pół godziny przed rozpoczęciem dyżuru wsiadamy w samochód i jedziemy do nieczynnego motelu przy autostradzie. Zorganizowano tu punkt, gdzie autokary z uchodźcami czekają na sygnał o podstawieniu pociągu do Chorwacji. Trwa to od kilku do kilkunastu godzin. Przez Adaševci przewija się około dwa tysiące osób dziennie. Na miejscu działa też kilka innych organizacji: Lekarze bez granic, Czerwony Krzyż, UNHCR, Remar, z założenia każda ma trochę inne zadania. My z naszych skromnych zapasów dobieraliśmy najbardziej potrzebującym uchodźcom ciepłe ubrania, buty, bieliznę, rozdawaliśmy też środki higieniczne. I bawiliśmy się z dziećmi. Koordynator People in Need, Jan Zeman uczulił nas na jedno - czasami co najmniej tak samo ważna jest po prostu rozmowa.

Aktywność naszej polskiej pięcioosobowej ekipy znacząco odbiegła od założonego celu - gotowania uchodźcom, bo władze serbskie na to nie zezwalały. Na początku poczuliśmy rozczarowanie, że nie będziemy bohaterami, którzy dają miskę strawy wygłodniałym, ratując ich życie. Ale to uczucie odeszło, gdy tylko zetknęliśmy się z tymi ludźmi. Poczuliśmy, że nasza obecność jest potrzebna i ma sens.

Na witrynie zdewastowanego sklepiku blisko motelu, ktoś kiedyś wykleił słowo SHOPPING. Ktoś inny, kiedy indziej usunął stamtąd dwie litery - S i P. Ten napis jest widoczny z okna każdego autokaru, który tu przyjeżdża.

Fragment tej serii prezentowałam w Dużym Formacie. Link